Dwudziestego listopada 1820 roku statek wielorybniczy Essex zostaje staranowany przez ogromnego kaszalota. Dwudziestoosobowa załoga wyrusza trzema szalupami ku brzegom Ameryki Południowej. Czeka ich cztery i pół tysiąca mil żeglugi po bezkresnym oceanie. W ciągu najbliższych trzech miesięcy przekonają się, do czego może posunąć się człowiek walczący z morzem, gdy widzi, jak jego towarzysze, jeden po drugim, giną z pragnienia, głodu, chorób i przerażenia.
(opis wydawcy)
Nathaniel Philbrick zdecydował się rozpocząć swoją książkę od przedstawienia czytelnikowi zwyczajów i sposobu życia ludzi z wyspy Nantucket, czyli miejsca, które niegdyś chlubiło się najlepszą i najefektywniejszą sztuką zabijania wielorybów i wydobywania ich drogocennego oleju na handel. Jeżeli myślicie więc, że sięgając po książkę, od razu „znajdziecie się na morzu”, lepiej ostudźcie swoje zapały, a przynajmniej w tej kwestii unikniecie rozczarowań. Nie nastawiajcie się również na przyspieszone tętno i niemożność szybkiego odłożenia książki na półkę, ponieważ fabuła nie pędzi i nie zachwyca. Szczególnie w pierwszej połowie, gdy mało dynamiczna akcja została połączona z opisem budowy statku, ale bynajmniej nie w sposób jasny i zrozumiały dla marynistycznego laika. Autor posługuje się żargonem, przez który momentami ciężko cokolwiek sobie wyobrazić i naprawdę wczuć się w trudy morskiego życia. Książkę czytało się szybciej i z większym zaangażowaniem dopiero po opisie samej katastrofy, co oczywiście nie rokuje zbyt dobrze na jej finalny odbiór. Nieumiejętna konstrukcja i proporcje, w jakich dawkowane są informacje, to bez wątpienia największy mankament tej publikacji.
Niemniej niewątpliwym atutem jest to, iż wydanie zawiera szczegółowe ilustracje zarówno statku, jak i drogi rozbitków. Takie wstawki zawsze dodają książce wartości i wzbogacają zawartą w niej treść. Ponadto pamiętajmy, że jest to utwór faktograficzny. Oparty na prawdziwej historii jest opowiedziany przez autora bazującego na znalezionych przezeń dokumentach i, co zaskakujące, wielokrotnie okraszany cytatami czy opiniami współczesnych ekspertów, komentujących historyczne wydarzenia. To również ciekawe urozmaicenie całokształtu, o którym warto tutaj wspomnieć.
Naturalnie wszystkie ewentualne niedociągnięcia dotyczą sposobu opowiedzenia tej historii, a nie wydarzeń samych w sobie. To, co przydarzyło się XIX-wiecznej załodze statku wielorybniczego, nie podlega żadnej ocenie i mimo wszystko jest czymś, z czym naprawdę warto się zapoznać. Niewyobrażalny trud przeżycia dziesiątek dni na morzu, głód, ból i cierpienie, jakiego doznała załoga Essexa, wydają się czymś zupełnie abstrakcyjnym dla dzisiejszych ludzi, czy nawet współczesnych marynarzy. Wysiłek, jaki musieli włożyć wszyscy ci mężczyźni, aby chociaż uwierzyć w możliwość przetrwania, jest czymś niebywałym i zdecydowanie godnym naszej uwagi.
Na pewno warto zapoznać się z tą historią, ale decyzję czy zrobić to za sprawą książki czy filmu, pozostawiam każdemu z osobna. Jeżeli chodzi o adaptację filmową, niewątpliwie znajduje się w niej wiele widocznych różnic z literackim pierwowzorem, jednak najważniejsze aspekty zostały wiernie oddane przez twórców. Dzieło Nathaniela Philbricka polecam marynistycznym pasjonatom, a reszcie rekomenduję dobry seans, bo ekranizacja jest naprawdę przyzwoitym filmem katastroficznym.
★★★★★☆☆☆☆☆
„W samym sercu morza” - Nathaniel Philbrick • 288 stron • wydawnictwo HarperCollins